Źródło obrazu:https://foreignpolicy.com/2025/08/08/washington-realist-united-states-dominant-power/
I jako strategowie z obu stron przeszukują zgliszcza—próbując złożyć w całość jakiekolwiek spójne wizje przyszłej roli Stanów Zjednoczonych na świecie—stwierdzają, że zgadzają się ze sobą bardziej, niż chcą to przyznać.
Jeśli jest jedna rzecz, co do której obie partie polityczne mogą się zgodzić, to fakt, że tradycyjna amerykańska polityka zagraniczna leży w gruzach—lub przynajmniej, że idea Ameryki jako „globo policjanta”, która dominowała w okresie powojennym i po zimnej wojnie, przestała istnieć.
I jako strategowie z obu stron przeszukują zgliszcza—próbując złożyć w całość jakiekolwiek spójne wizje przyszłej roli Stanów Zjednoczonych na świecie—stwierdzają, że zgadzają się ze sobą bardziej, niż chcą to przyznać.
Jednym z dużych punktów porozumienia, przynajmniej wśród wielu młodszych strategów w obu partiach, jest to: Większość z nas jest teraz realistami, ukształtowanymi przez twarde realia geopolityki siły w sposób, w jaki nasi poprzednicy, wierzący w idealizm, nie byli.
A każdy, kto nie jest realistą—kto wciąż pragnie starego marzenia o liberalnym porządku międzynarodowym, gdzie Stany Zjednoczone łaskawie pełnią rolę globalnego policjanta—utknął w przeszłości.
Oczywiście pozostaje wiele różnic.
To, co się wyłania, to jeszcze nie nowy konsensus, taki jak powojenny internacjonalizm czy zimnowojenne powstrzymanie—nawet blisko.
Ale nie jest to także tak podzielone i niejednoznaczne, jak obecna retoryka polityczna mogłaby sugerować.
Obie strony starają się zmierzyć z ideą, że Stany Zjednoczone muszą pozostać dominującą potęgą na świecie—tylko nieco mniej dominującą.
Jednym z ważnych słów operacyjnych jest “wstrzemięźliwość”: dramatyczne ograniczenie ambicji globalnych USA i odnowione skupienie na interesach krajowych w tym, co obie strony przyznają, jest teraz światem multipolarnym.
Innym ważnym terminem jest “priorytetowanie” interesów USA, co odzwierciedla wspólne uznanie, że Waszyngton jest przeładowany i musi ograniczyć swoje zaangażowanie, zwłaszcza w Europie i na Bliskim Wschodzie.
Chociaż prezydent Donald Trump i Republikanie są obecnie u władzy, niektórzy strategowie demokratyczni przygotowują własną markę realpolitik.
„Nie zamierzamy zrezygnować z miana realizmu na rzecz jakiejkolwiek partii politycznej,” powiedział w rozmowie telefonicznej jeden z wiodących myślicieli po stronie Demokratów—Mira Rapp-Hooper, była starsza pracowniczka administracji Bidena.
„Sprzeciwiłabym się pomysłowi, że druga strona powinna mieć monopol na przyznawanie, że musimy wyznaczać priorytety w polityce zagranicznej.”
Dla obu stron te poglądy wyłoniły się z wspólnego doświadczenia ostatnich dwóch dekad—zwłaszcza katastrofalnej wojny w Iraku i gospodarczo zrujnowującego “szoku chińskiego”, który narażał amerykańskich pracowników na niesprawiedliwy handel.
Te poważne błędy, obok innych, które popełnili zarówno usatysfakcjonowani, jak i tradycyjni przedstawiciele obu partii prowadziły do populistycznej reakcji, napędzanej wspólnym odczuciem, że nadmierna interwencja w wojny i nieudolne podejście do otwartego handlu zdewastowały losy przeciętnego Amerykanina—szczególnie środowisk klasy pracującej.
Wiodący gracze w tej debacie to młodsze pokolenie polityków i strategów, które dorastało, zmagając się z tymi klęskami, dużo bardziej niż z zimnowojennym triumfem, który je poprzedzał.
Wśród nich jest podsekretarz obrony ds. polityki, Elbridge Colby, który powiedział mi w e-mailu w zeszłym roku—przed objęciem stanowiska—to, że wciąż jest zbyt mało odpowiedzialności za starsze, jastrzębie pokolenie Republikanów, które bezmyślnie wyruszyło do Iraku.
„To mnie głęboko irytuje—ale jeszcze bardziej, bardzo boję się—że nadal kierują nami ci, którzy myślą, że [Irak] był marnotrawstwem” powiedział.
Od czasu objęcia urzędowania, Colby mocno dążył do zredukowania znaczenia Bliskiego Wschodu—ostatnio tocząc i przegrywając wewnętrzną batalię o to, czy dołączyć do wojny Izraela przeciwko Iranowi—i wywierał presję na sojuszników USA, czy to w Europie, czy Indopacyfiku, aby wzięli na siebie większe obciążenia.
„Nie możemy robić dziesięć razy więcej niż Niemcy, a musimy być przygotowani, aby być surowymi wobec nich.
Muszą być konsekwencje,” Colby powiedział mi w wywiadzie w czerwcu 2024.
„Stany Zjednoczone nie mają wystarczającej liczby sił zbrojnych do rozprzestrzenienia.”
Colby stwierdził, że nowa debata w Waszyngtonie nie dotyczy izolacjonizmu, ale raczej tradycyjnych amerykańskich „prymatystów” po jednej stronie w kontraście do „nowych realistów” po drugiej stronie.
Powiedział, że chce podpiąć się pod wcześniejszy nurt realizmu Republikanów, reprezentowany przez byłego prezydenta Dwighta Eisenhowera i później sekretarza stanu Jamesa Bakera oraz doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego Brenta Scowcrofta pod rządami byłego prezydenta George’a H.W. Busha.
„Chcemy, aby NATO było aktywne, ale chcemy, żeby to Europejczycy przewodzili.
Taka była pierwotna idea.
To była idea Dwighta Eisenhowera,” powiedział Colby.
(Od momentu objęcia urzędowania, nie odpowiedział na kilka próśb o komentarz.)
Innym głośnym zwolennikiem wstrzemięźliwości jest Dan Caldwell—który krótko był doradcą ministra obrony Pete’a Hegsetha—jest kolejnym rozczarowanym weteranem wojny w Iraku, którego ostrożne poglądy odzwierciedlają to doświadczenie.
Caldwell, który został usunięty z Pentagonu w kwietniu, kiedy Hegseth wyrzucił kilku członków swojego najbliższego kręgu, niedawno współopublikował artykuł, w którym argumentował, że Waszyngton może dramatycznie zredukować swoją obecność wojskową na świecie, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, bez uszczerbku dla amerykańskiej potęgi.
„Jedną z głównych porażek amerykańskiej polityki zagranicznej ostatnich 30 lat było dążenie do liberalnej hegemonii, prymatu,” powiedział Caldwell w wywiadzie.
„Myślę, że próba stania się globalnym liberalnym hegemonem czyni nas faktycznie słabszymi i mniej bezpiecznymi na dłuższą metę.
Powód, dla którego Stany Zjednoczone znajdują się w obecnej sytuacji, gdzie zmagamy się z wyzwaniami finansowymi przy naszym 37 bilionowym długu publicznym, przeciążonej armii i rosnącym rywalem w postaci Chin, jest to, ponieważ prowadziłyśmy politykę zagraniczną dążącą do liberalnego prymatu.”
Po stronie demokratycznej znajdują się młodsi myśliciele, tacy jak Rapp-Hooper oraz jej długoletnia współautorka, Rebecca Lissner, która była zastępcą doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego byłego wiceprezydenta Kamali Harris.
Oni również odrzucają ideę „prymatu” lub hegemonii USA.
Niedawno opublikowały artykuł w „Foreign Affairs”, w którym stwierdziły, że do czasu, gdy Trump opuści urząd, „stary porządek będzie trwale złamany.”
Wezwały do przeprowadzenia „zero-based review” polityki zagranicznej USA—czyli „czystego arkusza, z którego można na nowo ocenić i uzasadnić jej długoletnie interesy, wartości i polityki.”
Zarówno Rapp-Hooper, jak i Lissner mówią, że bez względu na to, co wydarzy się pod rządami Trumpa II, nie ma już drogi powrotnej do starego systemu.
„Coraz bardziej przestarzały pozimnowojenny ‚liberalny porządek międzynarodowy’,” określili go, opierał się na prawie międzynarodowym, promowaniu wolności i demokracji oraz uzgodnionych normach handlowych, które zostały w dużej mierze zignorowane.
Chcą, aby Waszyngton porzucił swoje stare „mesjańskie” cele transformacji świata w oparciu o takie normy—główne podejście polityki USA od czasów prezydentów Woodrowa Wilsona, Franklina D. Roosevelta i Harry’ego Trumana.
Powinno to zostać zastąpione realizmem, który opiera się mniej na wartościach i normach, aby dążyć do amerykańskich interesów, a zamiast tego zajmować się skutecznym wywieraniem wpływu USA—militarnym, gospodarczym i technologicznym.
„Jesteśmy w momencie czystej kartki, prawdopodobnie podobnym do tego z końca II wojny światowej,” powiedziała Lissner w wywiadzie.
„Jest jasne, że potrzebujemy nowego porządku międzynarodowego.
Trump naprawdę pomieszał politykę w tak wielu tych kwestiach, … ale to stwarza pewną okazję.
Nawet w obliczu zniszczeń, jakie wyrządza w systemie międzynarodowym oraz biurokracji bezpieczeństwa narodowego—nie jest to to, co chciałabym widzieć, ale istnieje okazja, aby przekształcić to w kreatywną destrukcję po drugiej stronie.”
Rapp-Hooper dodała: „Tego, co naprawdę nie chcemy robić—czego nie chcemy zobaczyć, aby Partia Demokratyczna robiła—jest po prostu czekać do 2028 roku, aby zobaczyć, jak dokładnie nadejdzie ten smolisty wrak tego okresu, zanim zdecydujemy, za czym stoimy, a przeciwko czemu się opowiadamy.”
Przyznano, że całe to mówienie o wstrzemięźliwości może się wydawać dziwne niemal siedem miesięcy po rozpoczęciu drugiej prezydentury Trumpa, który—mimo ogłoszenia chęci bycia „pośrednikiem” w swoim inauguracyjnym przemówieniu—nie zrobił nic prócz zastraszania reszty świata i terroryzowania własnej partii do posłuszeństwa w kraju.
Ogłaszając „Ja rządzę krajem i światem,” Trump zdenerwował sojuszników, otwarcie pożądał terytoriów innych państw—nawet sąsiedniej Kanady—i rozpoczął nowe wojny handlowe, a także, w ostatnim czasie, jednostronne uderzenia rakietowe na Iran w dążeniu do tego, co określił jako „bezwzględna kapitulacja.”
Jednak Trump ma 79 lat i—wielu Republikanów sugeruje prywatnie—jest unikalnym zjawiskiem politycznym, kimś, kto interpretuje sprawy światowe przez pryzmat swojej dziwacznej i zjadliwej marki narcyzmu.
A nawet Trump zdaje się być świadomy, że często zagraża swojemu długoletniemu ślubowaniu „America First” unikania zagranicznych przygód wojennych.
Po czerwcowych uderzeniach administracji na Iran, urzędnicy podkreślili, że atak był ograniczony i celowy, jedynie pomagający Izraelowi w tym, co prezydent triumfalnie nazwał „wojną 12-dniową.”
Tymczasem wiceprezydent Trumpa, J.D. Vance, starał się naprawić reputację swojego szefa, stwierdzając, że akcja przeciwko Iranowi była dowodem na „doktrynę Trumpa”, która oznacza „ucieczkę stamtąd, zanim stanie się to długotrwałym konfliktem.”
Co ważniejsze, przyszłość Partii Republikańskiej spoczywa w młodszym pokoleniu, które być może będzie prowadzone przez, oprócz innych, Vance’a—który 2 sierpnia skończył 41 lat—i być może sekretarza stanu Marco Rubio, który ma tylko 13 lat więcej.
Zarówno Vance, jak i Rubio są postrzegani jako potencjalni kandydaci na nominację Republikanów w 2028 roku.
Podobnie jak Trump, Vance i Rubio potępiają liberalny, internacjonalny porządek powojenny—Rubio rzeczywiście nazwał go gorszym niż przestarzałym na swojej rozprawie potwierdzającej, stwierdzając, że „teraz jest to narzędzie wykorzystywane przeciwko nam” dzięki wyzyskującym działaniom takich krajów jak Chiny.
System międzynarodowy mógł przez pewien czas funkcjonować, powiedział Rubio, ale „Ameryka zbyt często priorytetowała porządek globalny ponad naszymi kluczowymi interesami narodowymi.”
W rezultacie, „niemal religijne zaangażowanie w wolny i nieskrępowany handel, kosztem naszej krajowej gospodarki, zmniejszyło klasę średnią, zostawiło klasę pracującą w kryzysie, załamało naszą zdolność przemysłową i przeniosło krytyczne łańcuchy dostaw w ręce przeciwników i rywali.”
To, co pozostało z tego powojennego systemu po ośmiu dekadach, powiedział Rubio, to „chaos.”
Zarówno Rubio, jak i Vance są, sami w sobie, postrzegani jako zwolennicy wstrzemięźliwości.
Podobnie jak Caldwell, postrzegają to podejście jako sposób na przywrócenie władzy Stanom Zjednoczonym, które są wciąż zbyt obciążone międzynarodowym liberalnym systemem, który praktycznie sami stworzyli po II wojnie światowej.
Vance jest przyjacielem Colby’ego, który także popiera mniejsze zaangażowanie USA w Europie i na Bliskim Wschodzie—jako że raz powiedział: „Nie zależy mi na tym, co się dzieje z Ukrainą, jedną lub drugą drogą”—i który podczas notorycznego debaklu na czacie Signal w marcu sprzeciwiał się interwencji Trumpa przeciwko Huti w Jemenie, mówiąc: „Po prostu nienawidzę ratować Europy ponownie.”
Rubio, z kolei, wydawał się zaskoczony atakiem Trumpa na Iran 22 czerwca, mającym miejsce zaledwie tydzień po tym, jak sam powiedział: „Nie jesteśmy zaangażowani.”
Inni w obozie wstrzemięźliwości to dwóch protegowanych Colby’ego w Pentagonie, Austin Dahmer i Alex Velez-Green, wraz z Michaelem Diminem—zastępcą sekretarza obrony ds. Bliskiego Wschodu—który w lutym 2024 roku powiedział podczas panelu, że Bliski Wschód „w rzeczywistości” nie ma znaczenia dla amerykańskich interesów.
Najbardziej uderzające jest to, że jeśli chodzi o wyzwanie ze strony Chin—które obie partie polityczne uważają za największy problem strategiczny, przed którym stoi dziś USA—wydaje się, że administracja Trumpa przyjmuje bardziej wstrzemięźliwe podejście niż jego poprzednik, skupiające się głównie na handlu, a mniej na militarnym zagrożeniu dla Tajwanu.
„Widzieliśmy administrację, która nie podejmuje automatycznie jastrzębiego podejścia do Chin,” powiedział Caldwell.
„Jasno zadeklarowała, że wojskowo są głównym wyzwaniem, co jest słuszne, ale jednocześnie nie robi tego samego, co administracja Bidena, aby podważyć strategiczną niejednoznaczność.”
(Prezydent Joe Biden był czasami krytykowany za otwarte zobowiązanie się do militarnej odpowiedzi na inwazję Chin na Tajwan, zamiast trzymać się długo utrzymywanej polityki niejednoznaczności.)
„Więc to wczesne dni,” dodał Caldwell, „ale widzę bardzo interesującą politykę, która naprawdę może stać się pragmatycznym i skutecznym podejściem do regionu.”
Trump naraził się na poważny odzew, rozpoczynając dużą wojnę handlową z Pekinem.
Chiny obecnie przytłaczają dostawy krytycznych minerałów do amerykańskich firm obronnych i wydaje się, że szuka on pojednania.
W kolejnym ustępstwie dla Pekinu w zeszłym miesiącu administracja Trumpa uniemożliwiła prezydentowi Tajwanu, Lai Ching-te, zatrzymanie się w Nowym Jorku i Dallas w drodze do Ameryki Łacińskiej.
Było to zauważalnie w kontrze do bardziej jastrzębich polityk przyjętych przez Bidena, jak również Trumpa w pierwszej kadencji, kiedy Trump podpisał Ustawę o Podróżach Tajwańskich w 2018 roku, która pozwoliła na wzajemne wizyty urzędników USA i Tajwanu.
Według Lissner i Rapp-Hooper polityka wobec Chin to jeden z obszarów, w którym przyszła administracja demokratyczna może się znacznie różnić.
A w ogóle Demokraci wciąż chcą bardziej solidnego globalnego podejścia do projektowania amerykańskiej potęgi—szczególnie w kwestiach związanych z wartościami i kryzysami humanitarnymi, takimi jak anty-demokratyczne praktyki Pekinu oraz złagodzenie cierpienia Palestyńczyków w Gazie.
Demokraci są również znacznie bardziej skłonni do stworzenia współpracy globalnych instytucji, aby zająć się poważnymi zagrożeniami, takimi jak zmiana klimatu, rewolucja sztucznej inteligencji i przyszłe pandemie.
Ponad wszystko obawiają się, że podejście „America First” Trumpa doprowadzi do zbyt szybkiego zmniejszenia sił militarnych.
„Zgadzamy się, że Chiny są najistotniejszym strategicznym wyzwaniem, przed jakim stoi dzisiaj Stany Zjednoczone,” powiedziała Lissner.
„Ale sądzę, że się różnimy co do tego, w jakim stopniu to, co dzieje się w Rosji i na Ukrainie, ma znaczenie również dla Indopacyfiku.”
Stany Zjednoczone nie mogą ignorować faktu, że agresja prezydenta Rosji, Władimira Putina, przeciwko Ukrainie nieuchronnie wpłynie na kalkulacje Chin wobec Tajwanu.
„Innym obszarem, w którym odrywam się od niektórych w obozie wstrzemięźliwości, jest uznawanie, że Stany Zjednoczone nie są ‚normalnym’ krajem,” dodała Lissner.
„Skala naszej potęgi i wpływu, rozmiar naszego wojska i gospodarki, nasza kulturowa siła miękka na świecie [oraz] centralność naszej sieci w tych wszystkich sojuszach i instytucjach oznaczają, że nadal będziemy odgrywać dużą rolę w sprawach światowych.
Wyłaniająca się struktura w systemie międzynarodowym to prawdopodobnie rodzaj jednostronnej multipolalności … w której Stany Zjednoczone pozostaną najpotężniejszym krajem przez najbliższe lata.”
I Stany Zjednoczone nie powinny pragnąć, aby ta pozycja zniknęła.”
Poprzednik Trumpa, Biden, otrzymuje mało, oprócz krytyki z własnej partii za to, że zdecydował się na dalszą kadencję w zeszłym roku, mając 81 lat, co czyni go zrezygnowanym prezydentem jednego terminu.
Jednak administracja Bidena starała się posunąć same fundamenty wstrzemięźliwości i priorytetyzacji zagranicznej oraz skupić się ponownie na kraju—lub jak powiedział doradca Bidena, Jake Sullivan, „polityka zagraniczna dla klasy średniej”—niż jego prezydenci na dwóch kadencjach, Bill Clinton i Barack Obama.
Przynajmniej tak było, dopóki Putin nie najechał Ukrainy w 2022 roku, a Hamas nie zaatakował Izraela rok później, co sprowadziło Waszyngton z powrotem w konflikty, z którymi wcześniej wolałby się nie zaangażować.
Biden, jak na przykład, wcześniej przyjął plan Trumpa szybkiego wycofania się z Afganistanu i utrzymał cła Trumpa na Chiny.
Wielu jego obrońców mówi, że były prezydent otrzymuje zbyt mało uznania za próby zmiany kursu.
„Bardzo trudno jest potężnemu krajowi, takiemu jak Stany Zjednoczone, zmienić kurs na globalnej scenie, ponieważ to, co robiło przez tak długi czas, okazało się sukcesem,” powiedziała Rapp-Hooper.
Protestujący trzymają kartonowe znaki, które mówią: Brak wojny.
Ale niezależnie od tego, czy Demokratyczny, czy Republikański, każdy przyszły prezydent będzie musiał zmierzyć się z faktem, że „wielu Amerykanów ma wszelkie podstawy, aby uważać, że Ameryka była nadmiernie zaangażowana i uczestniczyła w wielu głupich i bezużytecznych wojnach,” powiedział Matt Duss, były doradca ds. polityki zagranicznej senatora Berniego Sandersa, który, podobnie jak inni postępowi, chwalił neo-protekcjonistyczną politykę handlową Trumpa i w większości zgadza się z apelem Lissner i Rapp-Hooper o kompletną przebudowę.
„Problem nie zaczął się od Trumpa,” dodał Duss.
„Trump jest wyrazem głębokiego zepsucia w naszym systemie politycznym.
Nie jest jego przyczyną.”
Trudno stwierdzić, czy Stany Zjednoczone są wojskowo nadmiernie zaangażowane za granicą—kilku głównych sojuszników, którzy gościli amerykańskie wojska, takich jak Japonia, Kuwejt, Katar i Arabia Saudyjska, pokrywa większość tych kosztów, zgodnie z raportem Rand Corp z 2013 roku—ale Trump i populistyczni politycy po stronie demokratycznej stworzyli wrażenie, że Waszyngton był przez dekady oszukiwany przez swoich sojuszników.
Badania opinii publicznej wśród wyborców USA w ostatnich latach pokazują rosnącą opozycję wobec interwencji zagranicznych i wzrastającą chęć do tego, aby amerykańscy sojusznicy wzięli na siebie większe ciężary obronne.
Jak dodał Duss, „w każdej kampanii wyborczej, od zakończenia zimnej wojny—z wyjątkiem 2004 roku—kandydat, który zaoferował bardziej wstrzemięźliwą politykę zagraniczną, wygrywał.”
W czerwcu, duża grupa progresywnych Demokratów, kierowana przez rep. Ro Khanna, połączyła się z republikanskimi renegatami, takimi jak rep. Thomas Massie, aby wprowadzić rezolucję, która zapobiegłaby Trumpowi w ataku na Iran bez autoryzacji kongresu.
„Amerykanie są zmęczeni niekończącymi się wojnami na Bliskim Wschodzie.
Trump obiecał przywrócenie naszych wojsk do domu i postawienie Ameryki na pierwszym miejscu.
Widzieliśmy, jak jego baza zareagowała na uderzenia w Iranie,” powiedział Khanna w e-mailu.
„Istnieje rosnący konsensus, że powinniśmy wydawać zasoby w kraju, zamiast na kosztowne wojny wyborcze.”
Jednakże może być jeszcze długa droga do ustanowienia realizmu jako domyślnika w polityce zagranicznej USA.
Nawet Henry Kissinger, końcowy realistyczny myśliciel, kiedyś powiedział, że internacjonalizm wilsoniański—lub to, co nazywał „odwiecznym amerykańskim marzeniem o pokoju osiągniętym przez nawrócenie przeciwnika”—pozostanie „fundamentem” amerykańskiej polityki zagranicznej.
„Polityka zagraniczna USA oparta na realizmie i wstrzemięźliwości nadal daleka jest od dominującej pozycji w którejkolwiek z partii politycznych,” powiedział w wywiadzie Stephen Wertheim, autor „Jutro, świat: narodziny amerykańskiej globalnej supremacji.”
„Nie ma wątpliwości, że jednak zapotrzebowanie na większy realizm i wstrzemięźliwość wzrasta, szczególnie po prawej stronie, ale także po lewej, po okresie podporządkowania się administracji Bidena.”
Być może największym problemem w obu obozach będzie zastąpienie tych ze starszego pokolenia, z których wielu nadal trzyma stery władzy i nigdy naprawdę nie poniosło odpowiedzialności za swoje kolosalne błędy oceny w ostatnich dziesięcioleciach.
„Czy rzeczywiście postawiliśmy kogoś za odpowiedzialność za wojnę w Iraku?
Czy pociągnęliśmy kogoś do odpowiedzialności za kryzys finansowy [w 2008]?
Nie zrobiliśmy tego,” powiedział Duss.
„Ci ludzie zeszli na bok.
Uważam, że istnieje kryzys odpowiedzialności.
Ludzie, którzy popełnili te ogromne błędy, pewnych konsekwencji nie ponieśli.
Musimy to zakończyć.”
Dla obu partii zatem wprowadzenie nowej wizji polityki zagranicznej „to proces w toku,” powiedział George Beebe, dyrektor strategii wielkiej w Quincy Institute for Responsible Statecraft, wiodącym orędowniku nowego realizmu w Waszyngtonie.
„Do pewnego stopnia, to dlatego widzisz różne kierunki od Trumpa w różnych kwestiach,” dodał Beebe.
„Częściowo jest to Trump, ale częścią tego jest, że istnieją napięcia w partii, które grają się.
Fundamentalnie problem polega na tym, jeśli przyjmujesz nowe podejście do polityki zagranicznej, to nie ci, którzy kierowali przez ostatnie 30, 40 lat, będą tymi, do kogo się zwrócisz.
W tej chwili to jest największe wyzwanie.”
Comments are closed.